Dawno, dawno temu /nie jest to bajka/ nastał stan wojenny, nie było źródeł wesołości, chociaż było na kartki. Ileś tam, nie pamiętam - litr na łepka. Gdy chciałeś kupić w ,,melinie,, to albo milicjanci tam mieli schadzkę
albo meliniarz nie miał już wódeczności. I tak to niektórym wysychało w gardle. Jednak od czego głowa ludzka, duża. 1410 - z tą datą ruszyła księżycowa w lud. Kilo cukru, cztery litry wody i 10 dkg.drożdży. Pewna milicjantowa ta to ,,pędziła,,. Miałam dyżur, więc tylko z żalem patrzyłam jak zbiera paru kolegów z pracy i via do domu. Trochę mi żal było, bo chociaż nie byłam zbyt alkoholowa, to jednak pogadać, poplotkować, kawały polityczne poopowiadać i posłuchać warto. Ja jednak musiałam zostać, a potem ciemno, głucho i godzina policyjna więc do domu. Tam zazdrościłam tym moim przyjaciołom. ,,Księżycówka pędzona nocą,, i gadka - jednak na drugi dzień rano gdy zobaczyłam kolesi w pracy, żal mój pękł jak szklana kula. Zmarnowani tą księżycówką, ja przy nich jak Anioł z nieba. Gdy już doszli do siebie - jeden z nich zapytał - Wiesz, kochana, że piliśmy jeszcze ciepły bimber. Prosto z ,,maszynki,,. - 0j widzę, widzę i Wam wcale nie zazdroszczę. Tak się zatruć takim świnstwem!! - cieszyłam się patrząc na nich. - Nie ośmieszaj się, kobietko - odparł jeden z bohaterów. To było jak" whyskacz" , oj jakie dobre!!!!
|