Książka Timma Stütza ukazuje niepowtarzalność i urok tych łodzi, tkwiący w wytrzymałości, w ich specyficznym kolorycie i w starodawnym charakterze. Nazwę zawdzięczają dużej sieci łownej, zwanej „Zeese” (polskie „ceza”).
Fragment tekstu z książki:
W roku 1541 kronikarz pomorski Thomas Kantzow napisał: Latem wypływa nań [tzn. na Zalewie Szczecińskim] ponad sto Zesekahnów. Są to małe statki, które potrafią żeglować i pod wiatr, i z wiatrem. Rybacy zarzucają sieci, które nazywają się cezami, i żeglują w górę i w dół Zalewu, łowiąc w ten sposób ryby. To, co złowią, solą i zawożą świeże do pobliskich miast na targ.
U H. Henkinga (1929) czytamy jednak: Łodzie do połowu cezą miały (…) wielkość i masywną budowę, jakiej nie miała żadna pełnomorska jednostka na Bałtyku.
Zeesbooty, które pojawiły się w pierwszej połowie XIX wieku na zatokach Pomorza Przedniego i których dotyczy książka, są od tamtych łodzi o połowę mniejsze, jednak mają tak samo masywną budowę i tą samą metodą łowiło się z nich ryby za pomocą ogromnej sieci, zwanej przez rybaków cezą.
Ostatnie Zeesbooty możemy spotkać dziś między Mönke¬bude a Kirchdorfem, między Zalewem Szczecińskim a Zatoką Wismarską. Są one świadkami minionych wieków – czasów, gdy rybacy pływali łodziami żaglowymi. Wszędzie, gdzie na horyzoncie pojawiają się ich ciemne żagle, a ich szerokie kadłuby przemierzają wody zatok, wzbudzają zainteresowanie i przenoszą przyglądającego się w przeszłość.
Od roku 1965 na zatokach Meklemburgii-Pomorza Przedniego organizowane są regaty Zeesbootów. Pierwsze z nich zorganizowane zostały w miejscowości Bodstedt, a kolejne – także w Wustrow, Barth, Dierhagen i Althagen. Do tej pory w Rejestrze Statków widnieje ponad sto takich łodzi. Obecnie wraca do łask łowienie siecią zwaną cezą. Pozwala to żywić nadzieję, że tradycje pomorskich rybaków nie znikną w odmętach zapomnienia.