.
Wczasy 2008
Te całuski dla kotki-dachowca Kasi /raczej Kasi znalezionej wraz z dwoma kotkami-kłębuszkami w śmietniku, zapakowanych w reklamówce/ przez kogoś myślącego, że taki ,,człowiek to brzmi dumnie,, oraz ściskanie łapki Sajdze pamiętam jak przez mgłę. Bo zdenerwowaliśmy się tą naszą zwierzyną, której wstęp był wzbroniony do 0środka Kempingowego i należało nasze ,,ukochane pupilki,, odwieść do domu. Więc rzekłam:
- Siadajcie wszyscy, kierowca Jarek czy Dana – ktoś z was nie pije, a ja mam ,,flaszkę,, niemieckiej /mój prezent od córki Margarethe / wódki, a właściwie jakiegoś pysznego słodkiego koktajlu i parę piwek. Pijemy!!!
Mój ślubny od razu odżegnał się od jakiegokolwiek alkoholu, Jarek miał robić za kierowcę, więc, że , ,,do tanga trzeba dwojga,, zostałyśmy my dwie – Dana i ja. I tak sobie pozwoliłyśmy. Słodkość została tylko trochę wypita, a na stoliku pojawiła się jakaś nie wiem Pieprzowa czy inna wódeczność.
0budziłam się na tapczanie, ciemno, cisza … Co ja narobiłam, jak się ludziom na oczy pokażę? 0kazało się, że wypiłam czy wypiłyśmy ciut, ciut za dużo, ja poszłam spać, Majeczka i jej dziadek Tadek też a Dana, Jarek, Kasia i Sajga odjechali do domu do Szczecina. Ja Kobieta czułam się tak żle że największemu wrogowi nie życzę. Rano o 7.30 obudziłam Maję i Tadeusza na śniadanie, sama poszłam pod prysznic.Przerażona byłam jak mysz pod miotłą. Kąpiel nieco mnie orzeźwiła, okryłam się dużym ręcznikiem i wróciłam do domku kempingowego.
Moja rodzina się już ubrała. Maja szczęśliwa jak szczygiełek tylko Tadeusz milczący i chmurny jak burza gradowa. – Jak ty wyglądasz okryta tym ręcznikiem, co to podomki nie masz? Faktycznie, jedną reklamówkę z moimi dwiema podomkami mój Tadziu zapomniał zapakować do samochodu. Ponieważ najlepszą bronią jest atak, przeto spytałam:
- Gdzie jest moja czerwona reklamówka. Ja jestem ,,goła i niewesoła,, - wyjęczałam. Mój ślubny spojrzał na mnie i zakomenderował: - Po śniadaniu idziemy po osobiste zakupy dla babci – powiedział do Maji . Zmiękł chłopina i po krzyku. Mając psychicznego kaca spytałam się Majeczki. – 0 której twoi rodzice wyjechali? Trochę posiedzieliście, ja się pobawiłam, pożegnaliśmy się z rodzicami i poszliśmy spać. Tylko dlaczego płakałaś? No, skoro wszystko w porządku więc powiedziałam do Mai: bo żal mi było Kasi, która była zmęczona.
Stołówka w ,,Rzemyku,,. Jedzenie – pycha. Tylko, że ja siedziałam smętna, na jedzenie tylko spojrzałam, wypiłam herbatę z cytryną i dziękuję państwu, żołądek mnie boli. Poczekałam na ,moich krewniaków – wnuczkę i męża przed budynkiem. – 0mamy mam czy jak – zadałam sobie pytanie. W 0środku Rzemieślniczym z dniem 1 lipca przebywały osoby niepełnosprawne. Był to turnus dla osób niepełnosprawnych. Starsi, młodsi i najmłodsi – dzieci. Byłam nimi zachwycona. Dzieci kłaniały się, przytulały , starsi także przedstawiali się. Maję zagadnęła dziewczynka może od niej starsza o 4-5 lat. Przywitała się z Mają, przedstawiła, pobiegły na huśtawki i bawiły się. Nikt na nikogo nie zwracał uwagi, rozmawiano zwyczajnie, zawieraliśmy nowe znajomości. Koleżanka Majeczki cały czas gdy przychodziliśmy na posiłek czekała na Maję. Co prawda każdy miał inny stolik jednak przyjaźń przez dwa tygodnie trwała.
Poszliśmy do Centrum Międzywodzia po osobiste sprawunki. Płakać mi się chciało, człowiek nie przyzwyczajony do wódeczności a zwłaszcza na noc. Słońce jak na złość nie tylko paliło, lecz prażyło, uwzięło się na takich męczenników jak ja. Maja miała już dość – idziemy i idziemy a gdzie to Międzywodzie? – pytała. No zaraz, za chwilę. Ja z każdą chwilą czułam się lepiej, mój ślubny odzyskał humor. Gdy doszliśmy do centrum i zobaczyliśmy ceny – ręce nam opadły. Byle jaka szmatka przypominająca strój kąpielowy czy podomkę kosztowała majątek. Za to co kupiłam zapłaciłam cenę jak w najlepszym butiku – suma ogromna. Gdzie tutaj jest bank, gdy zabraknie kasy trzeba z banku pobrać. Jak na razie kupiłam za horrendalną cenę jakaś kieckę zamiast podomki, jakiś kapelusz na głowę przypominający talerz do zupy o kostiumie kąpielowym nie wspomnę, bo ani razu się w nim nie zaprezentowałam. W tym co kupiłam można było się pokazać w ciemną noc a nie przy świetle dziennym. Co straciłam, to straciłam – trudno, żyje się raz…
- Jak wracamy, przez plaże czy drogą, inaczej szosą, gdzie jest niezbyt bezpiecznie, bo tam jest ścieżka rowerowa, a z rowerzystami to nigdy nie wiadomo, Mają humor, czy nie?
- 0czywiście plażą!!! – zgodnie wykrzyknęliśmy.
I poszliśmy głównym wejściem na plaże, skąd prosto do domków kempingowych. My, ubrani w spodnie, Maja w dżinsach, ja w ciemnych, Tadeusz także jak tubylec. Na plaży tłum postaci. Zejść schodami ciężko, bo wszyscy biegli na plażę, jednak gdy zeszliśmy na piasek – przerażenie. Jak tu przejść przez ten tłum nagich, półnagich, ćwierć nagich pań i panów. Tłuszczyki się wylewały ze strojów kąpielowych pań jak i panów. Natomiast plażowicze patrzyli na nas także jak na cudaków. Zapięci prawie po szyję aż w dół, buty na nogach. Skrępowani poszliśmy kawałek, jednak nie wytrzymaliśmy tych uśmieszków, przygaduszek ,,czy państwu nie za zimno,,. I powoli zaczęliśmy zdejmować odzienie. Zanim doszliśmy do naszego mostku i schodów nie różniliśmy się od innych. Nie było się czego krępować tej rewii mody plażowej, bo była ona różna. Biały strój, czarny, czerwony – od kolorów oczy bolały. Wchodząc do naszego 0środka Wczasowego stwierdziliśmy, że jesteśmy już czerwoni jak Indianie.
Potem obiad i znów na plażę. Ile uciechy, ile radości, krzyków, piłka, domki a nawet tunele z piasku. Głowa przestała boleć, humor wrócił, osoby bardzo uprzejme, dzieci mokre, co chwilę trzeba je było przebierać, suszyć. Po kolacji znów frajda. Dzieci na rowerkach, gry – tenis stołowy, kometki, a co najważniejsze ciepły wieczór, pogodny. Gdy nastała ciemna noc – dzieci do łóżka, niektórzy zmęczeni upałem starsi także. . Nagle – brzęk gitary i ciepły męski głos śpiewający zapomniane piosenki. Zamiast ognisk świece i lampki . Nikt nie miał kłopotu ze snem natomiast z rannym wstawaniem to moja rodzinka – Maja i Tadeusz mieli ogromny problem. Nie było najgorzej – bo śniadanie o 9-tej, więc jakoś zdążali.
Drugi dzień i po śniadaniu telefon – Kasia kotka-dachowiec zaginęła … Była w domu u Dany razem z jej dwoma kotami i Sajgą i nie ma… Dana i Jarek mieli przyjechać na weekend zostawiając zwierzaki pod opieką znajomych. Jednak Kasi nie ma… Rozpacz … Kasi nie ma….
/c,d,nastąpi/
Maria Czech Sobczak
|