Header image Hej, Hej Rybacy!
Strona byłych studentów Wydziału Rybactwa Morskiego
Gadulec - forum Rybaków i Sympatyków
      Strona główna : : Galeria : : Forum
Teraz jest Cz mar 28, 2024 2:13 pm

Strefa czasowa: UTC + 1 [ DST ]




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: So lis 08, 2008 2:24 pm 
Offline
Autor TRiS
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N wrz 28, 2008 11:43 am
Posty: 369
Lokalizacja: Szczecin
Jeden Naród a jaka różnica ...

Stary Karpowicz, sąsiad Władka z Siomek lubił stroić żarty kosztem innych, ale sam za grosz nie miał poczucia humoru. Przynajmniej wtedy, tak jak rozumował wbrew oczywistym faktom. Gonił dzieciarnię, a zwłaszcza chłopaków aż za opłotki, a ci mu coraz bardziej dokuczali prześcigając się w wymyślaniu przeróżnych przezwisk. Ponieważ nie mógł ich dogonić, obrażał się wymachiwał laską. Nawet na psy sarkał bo mu się zdawało , że i one są nieprzyjazne. Wystarczyło jego pojawienie się na ulicy, momentalnie otaczała go hałaśliwa dzieciarnia, jakby specjalnie na ten moment była przygotowana.
- Pan Karpowicz, pan Karpowicz idzie powoli, bo go d..a, boli. Pana Karpowicza znajomi spotkali i mu w tyłek nakopali – goniły go obrażliwe słowa.
- A idżcie wy na rojsty antychrysty odganiał się od dziecinnej szarańczy. Jak nie przestaniecie mi dokuczać, to was kijem złoję.
Gdy znalazł się w otoczeniu kobiet słyszał te same propozycje.
- Nogi was na pewno bolą od ciągłego stania – zarechotała Paulina Lustyczowa.
- Panie Karpowicz, Bakucewicz ma maść. Takiej nikt jeszcze dotąd nie
spreparował. Biedak chodził po zioła daleko aż pod Trzebiatów, bo tam blisko morza rośnie wilcze łyko. Spieszcie się, bo jeszcze komu innemu zaaplikuje.
- Panie Karpowicz, Dominik Mandalewicz panu się kłania . Prosił, żeby wyszedł
Pan za stodołę. Zaprasza na ćwiartkę, a może chce z wami ubić jakiś interes na osobności – wpadła w ogólny trans młoda Kryśka, przybyszka z wioski kieleckiej.
Biły matki uprzykrzonych brzdąców za ich swawolne igraszki, jednak nic nie pomagało. Biedny Karpowicz stał się dla ogółu pośmiewiskiem. Im więcej się denerwował,
Tym złośliwiej mu dokuczano. Uratowało go jedynie nowe wydarzenie, którym zaczęła żyć wioska. Jak w każdym środowisku zawsze zdarzało się coś humorystycznego. Tym razem poznaniacy całej wiosce wpadli w oko. Początkowo wieśniacy z kresów wschodnich stanowili zwartą grupę reprezentującą swoje zwyczaje. Na skraju wsi stało kilkanaście opuszczonych domów. Dzieci bawiły się tam w chowanego lub budowały barykady i improwizowały walki partyzantów z Niemcami, zaś starsi najpierw ogołocili je doszczętnie. Z początku z mebli, a potem sięgnęli do okien i podłóg. Ciągnęli do swoich obejść to wszystko co dało się zabrać na plecy. Nawet pojedyńcza deska stanowiła cenną rzecz. Mogła się przydać przy naprawie budynku, bądż też w ostateczności mogła być zużyta na rozpałkę w piecu.
Na próżno Hryhorowicz przemawiał ludziom do sumienia, nawoływał i wstydził. W drastycznych przypadkach groził, , że zgłosi tam gdzie trzeba, i jak trzeba będzie nawet w sądzie zeznawał pod przysięgą co widział.
- A co by było, gdyby wy przyjechawszy zastali same mury? W katechiźmie jest napisane „nie czyń tego bliżniemu swemu co tobie niemiłe”. Nie po ludzku postępujecie, nie po chrześcijańsku. Ja sam jeden upilnował dla was całą wioskę. Ani kołka w płocie nie zabrakło. Gonił ja szabrowników, by dla was było najwięcej.
- Bo swoimi jesteśmy – odpowiadali - przybysze z Siomek. Też porównanie. My tu przyjechawszy na stałe, a oni po co? Na pewno po szaber.
- A z innych stron to nie Polacy? 0ni też tu na stałe przyjechali. Też im się należy dom, ziemia i niezbędne graty. Nie wyglądają na łobuzów.
- Czego się złujesz Józefie? Kto pierwszy ten lepszy. My tam zostawiwszy wszystko i w zamian za tamto to wszystko otrzymali.
- Poznaniacy spod Wrześni rodem nie byli pierwsi w tym rejonie. Ich poprzednicy
Ciągnęli do Gryfic, Stargardu lub do samego Szczecina. Ci co do wioski przybyli w opuszczonych zagrodach jedynie to, co leniwym przybyszom z Siomek nie chało się zabrać albo to, co już nie przedstawiało żadnej wartości użytkowej. Nie mając innego wyjścia pogodzili się szybko z tym co zastali. Powoli przystąpili do porządkowania swoich obejść. 0 splądrowane zagrody nie wiedli z nikim żadnych sporów. Chodziło im tylko o ziemię. 0puścili przeludnione wioski, gdzie wielodzietne rodziny nie miały już co dzielić. Tu ziemia miała być jednym kawałku i blisko chałupy. Interesowały ich także maszyny. Byli już trochę zapoznani z mechaniczną uprawą ziemi. Przeto ściągali z pola zardzewiałe wraki Ich poczynania budziły podziw pionierów ze wschodu. Jeden z poznaniaków zainteresował się nawet starym linz buldogiem, który do tej pory spokojnie rdzewiał w zagajniku. Pytany przez ciekawskich, czy czasem samowaru z niego nie zrobi, żartował i wesoło odpowiadał:
- Tak jest sąsiedzie, zrobię z niego dziesięć sztuk, jeszcze wam parę odstąpię.
- Zachłanny to naród. Dać im tylko więcej ziemi i żelaza – ocenili przybyszów wilniucy. Taki to zje, póżniej to co ,,wyrobi,,, i będzie medytował czy czasem następnie nie wypłukać to jeszcze raz i zjeść z rodziną. 0ni szybko dorobią się majątku – filozofował Franciszek Bakucewicz.
- I mówią jakoś, że wyrozumieć trudno. Co słowo to: zaś, latoś, pomazańcy, plindze
Smażą i faryną posypują – dodał Piotr Mandalewicz.
- Niemcy, psia krew, teraz tu przyjechali i jagniątka udają. Aż dziw bierze, w fusaklach pyzy łapią – silił się na wielki dowcip Antoni Karpowicz.
Rzekomi „Niemcy” zadziwiali pracowitością. 0d świtu do póżnej nocy krzątali się
Wokół swoich domostw. Nie reagowali na zaczepki ani na nierozsądne docinki zesłanych przez los sąsiadów. Nie szukali także kontaktów towarzyskich zza” bugowcami” , jak w swoim środowisku wilniuków nazywali. Po kilku dniach w świeżo zasiedlonych domach jaśniały czyste szyby okien, w obejściach nie można było znaleźć ani źdźbła słomy, zardzewiałej maszyny, bądź też połamanych sprzętów gospodarczych. Wszystko było powleczone świeżą farbą. Ich pracowitość i zaradność początkowo stanowiły powód do żartów i szyderstw, potem budziła podziw i zazdrość. Poniewierający się przedtem grat stawał się przedmiotem zawiści.
- Jak na plebanii – dziwili się przybysze znad Wilii. Czysto, ładnie i praktycznie.
Ho, ho, to ci gospodarze. Tylko od nich się uczyć.
- Kiedy oni zdążyli to wszystko zrobić? Toż oni lepiej potrafią gospodarzyć. Maszyny też im pomagają w ciężkiej pracy, a my tylko muskuły uznajemy.
- Uczcie się – perorował krajanom najmądrzejszy w swoim środowisku
Hryhorowicz. Swego nie słuchacie to może od obcych nabierzecie rozumu. Widzicie, jak im robota pali się w rękach. Później zaczęli a szybciej zbiorą. Tylko przyjrzyjcie się im dobrze, jeden drugiemu pomaga w razie potrzeby, a my co? Żniwa w pełni, a chęci do pracy brak. Pracujecie jak na pańskim a nie na swoim. Co się z wami dzieje sąsiedzi? Żołnierze za was pracują. Przecież tam na swoim zagonku to niejeden z was zapieprzał jak głupi osioł do póżnej nocy.
- A my nie pracujemy? – obrazili się pozostali wieśniacy. Widzę, że wy wujku zapisaliście się do „Niemców”. Tylko na nich patrzycie i nas porównujecie. My nie chcemy tu na stałe zostać, i tak tam wrócimy to po co mamy harować – wtrącił się najmłodszy syn Bakucewicza.
- To wcale nie Niemcy, nie powinniście się na nich boczyć. Bierzcie lepiej z nich przykład, i do roboty. A jeżeli chcecie tam wrócić, to droga wolna. Nikt was tu przecież siłą nie trzyma. Powiedz mi smyku, mówisz w imieniu swoim, czy też ogółu? Zdaje się, że twój ojciec inaczej myśli.
Nowi przybysze zdawali się nie przejmować wyrażnymi objawami ich lekceważenia.
Wcale nie zabiegali o większe względy u sąsiadów. Woleli utrzymywać taki stan rzeczy., który im odpowiadał. Zresztą nie mieli zbyt wiele czasu na jałowe dysputy w czasie żniw. Absorbowała ich przede wszystkim praca w polu. Nie mogli jednak przez dłuższy czas ustrzec się bliższego kontaktu z wilniukami. 0kazał się on dla nich niefortunny i fatalnie zaciążył przez długie lata na dalszym współżyciu. Ten incydent był różnie komentowany przez obce, a nawet początkowo wrogie obozy. Jeden z poznaniaków który nosił piękne nazwisko „Sobański”, przyszedł do zduna, w tym okresie wybitnego fachowca na całą gryficką okolicę, z niecodzienną propozycją. Był to pierwszy kontrakt z ludżmi, których widział Sobański do tej pory tylko na drodze. Wszedł do kuchni, pochwalił Boga i otworzył gębę ze zdziwienia. Tak był zachwycony wnętrzem chaty, że przez dłuższy czas milczał. Trzy czwarte pomieszczenia zajmowała jakaś wielka konstrukcja piramidalna ziejąca osmolonym otworem. Siedziała na niej starsza kobieta i zezowała na niego spod dużej chusty. Znajdowała się pod samym sufitem. Ponieważ siedziała wysoko, musiał mocno zadzierać głowę by coś zobaczyć.
- Pan do kogo? - Zapytał grzecznie zdun. Do mnie czy do mojej teściowej? – głową
Wskazał sufit. Słuchamy pana – zachęcał do rozmowy.
- Zduna szukam – wybełkotał zmieszany Sobański. Powiedziano mi, że tu mieszka. Mam do niego interes.
- To ja nim jestem. Jeżeli chcecie takie cacko wybudować, to najlepiej teraz latem, gdyż do zimy wyschnie. Nie można w nim palić gdy jest surowy.

c.d.nastąpi /Fragment z książki Marii Czech Sobczak i Władysława Kuruś Brzezińskiego pt „Nasza Ziemia, Nasze Prawo”./
-

-
-


Góra
 Zobacz profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1 [ DST ]


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 5 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
 cron

Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL
Wsparcie techniczne KrudIT Usługi Informatyczne
[ Time : 0.017s | 13 Queries | GZIP : Off ]