Header image Hej, Hej Rybacy!
Strona byłych studentów Wydziału Rybactwa Morskiego
Gadulec - forum Rybaków i Sympatyków
      Strona główna : : Galeria : : Forum
Teraz jest Cz mar 28, 2024 6:37 pm

Strefa czasowa: UTC + 1 [ DST ]




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: Śr lis 12, 2008 5:23 pm 
Offline
Autor TRiS
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N wrz 28, 2008 11:43 am
Posty: 369
Lokalizacja: Szczecin
Od autorki: Nie żyjący już pan Konrad Salamon – z całym szacunkiem do pozostałych bohaterów naszych książek – jest moim ulubionym bohaterem. Ilekroć pisałam, a potem czytałam opowiadanie o panu Konradzie – kończyłam łzami wzruszenia. Piszę to tylko w moim imieniu, albowiem mój najwspanialszy Współautor także nie żyje i według naszej wiary - rozmawia sobie, a może pije kawkę z moim ulubionym bohaterem.

* * *

Wspomina Konrad Stanisław Salamon:

20 sierpnia 1944 r. zostałem zatrzymany w Łodzi przez Gestapo i trzymany najpierw w więzieniu na Szterlinga, później na Sikawie, a 5 stycznia 1945 r. zostałem przeniesiony do więzienia policyjnego w Radogoszczy.

Już od poniedziałku 15 stycznia 1945r. zaczęły do nas dochodzić pokątne wiadomości, że Armia Czerwona zbliża się do Łodzi. Wieczorem słychać było jakieś wybuchy. We wtorek, 16 stycznia, krążyły wśród więźniów pogłoski, że w mieście widziano zrzucane z samolotów „choinki”. Panowało powszechne ożywienie i powiało grozą. W środę rano, 17 stycznia, po raz pierwszy nie poszliśmy do zbiorowego mycia, a wieczorem nie odbył się na dziedzińcu generalny apel, co było czymś niezwykłym. Spać poszliśmy z niepokojem.

Przed północą zbudziła nas głośna wrzawa. Okazało się, że do naszej sali na trzecim piętrze wprowadzono dodatkowych więźniów, podobno chorych i tak zwanych funkcyjnych. Niebawem wszystko się uspokoiło - ale tylko na krótki czas, albowiem gdy część więźniów zdążyła już zasnąć, na salę z krzykiem i nawoływaniem wpadło kilku niemieckich policjantów, którzy zarządzili apel.

Wpadliśmy w panikę, bo nie powiedziano nam, jak się do tego apelu przygotować i jeden drugiego pytał:

- Co to będzie? Jak się ubrać? Czy mamy wychodzić?

W każdym razie, pomimo popłochu, jakoś zdołaliśmy ustawić się w szyku apelowym. Było nas przeszło 400 więźniów. Czekaliśmy w napięciu. Grozę dopełniała dziwna cisza z zewnątrz, nie było słychać odgłosów działań wojennych. Na domiar złego pojawił się sławny z okrucieństwa „Józio z Pabianic”, którego ostatnio w Radogoszczy nie było.

W końcu pojawiła się znów grupa niemieckich policjantów, która rozkazała ustawić się dwójkami wzdłuż ścian. Potem Niemcy kazali schodzić za nimi schodami na dziedziniec.

Kiedy już część więźniów znalazła się za drzwiami i czoło tego korowodu dochodziło do głównego wyjścia – powietrzem wstrząsnął przeraźliwy terkot karabinu maszynowego. Na ten straszliwy odgłos momentalnie, bez namysłu, wyskoczyłem z szeregu, jakby odepchnięty jakąś siłą i w panice wczołgałem się pod pryczę.

W naszej sali były trzy rzędy prycz drewnianych, ciągnących się wzdłuż całej ściany. Każdy rząd składał się z piętrowych prycz, złączonych po dwie wezgłowiem. Parter prycz znajdował się około 30 cm od podłogi i był wsparty na słupach. Wiedziony instynktem wcisnąłem się pod środkową część prycz w ten sposób, że głowę miałem niedaleko jednego słupa, a nogi koło drugiego. Leżąc na boku wyobrażałem sobie naiwnie, że taką pozycją tworzę złudzenie słupa podpierającego prycz.

Po jakimś czasie karabiny ucichły i na moją salę weszła grupa Niemców. Okazało się więc, że nie wszyscy więźniowie wyszli z sali... Niemcy oczywiście wypędzili ich na schody i tam znów słychać było strzały. Najwidoczniej okrutny los poprzedników nie ominął pozostałych więźniów.

Niebawem wśród względnej ciszy znów usłyszałem kroki i głosy Niemców, którzy przyszli sprawdzić, czy ktoś się nie ukrył w sali. I tak w czasie tej całej tragedii nadeszła dla mnie najstraszliwsza chwila...

Do tego momentu przygotowywałem się na nieuchronną śmierć, myśląc intensywnie o swojej rodzinie, o pozostawionych bez wieści matce i siostrze, których nie zdążyłem zawiadomić o pobycie tutaj. A więc nawet one, dwie najbliższe mi istoty, nie będą wiedziały, gdzie zginąłem?

W tej ostatniej (jak mniemałem) chwili nawet o nich nie myślałem, bo wyzbyłem się wszelkiej nadziei, którą do tej pory jeszcze w sobie miałem. Byłem w najwyższym stopniu napięty, oczekując kuli, która pozbawi mnie życia...

...twarde, ciężkie kroki zbliżają się złowrogo, już są przy mojej głowie, już... już... i... Nieprawdopodobne! Kroki oddalają się, głosy Niemców milkną, cichną za drzwiami. Co się stało? Co to ma znaczyć? Jak mogli mnie nie zauważyć?!

* * *

Cisza. Cisza ta wydłuża się, co mnie w końcu ośmiela do opuszczenia zbawiennej kryjówki. Przedtem jednak otwieram oczy i z poziomu podłogi rozglądam się naokoło – pod pryczami przy skąpym oświetleniu nie dostrzegam nikogo. Powoli wyczołguję się i coraz śmielej przeszukuję prycze dolne, potem górne. Pośród pozostawionych w nieładzie koców i różnej odzieży, na próżno szukam współwięźniów. Po dłuższym penetrowaniu pryczy ośmielam się zbliżyć do drzwi - i tu wreszcie znajduję więźnia, ale martwego, leżącego na pryczy, z przestrzeloną głową. Wzdragam się i oddalam. Wolę przebywać wśród martwych przedmiotów (odzieży i koców) i łudzić się nadzieją, że wszystko najgorsze minęło, że dla mnie zostało życie i wolność. Boję się jednak, że moje nadzieje są nieuzasadnione...

Później bardzo często rozmyślałem, jak to możliwe, abym tylko ja jeden pozostał z około czterystu więźniów? Dlaczego nikt inny nie skorzystał z takiej kryjówki jak moja? Dlaczego Niemcy, mimo – jak mniemam – dokładnego przeszukiwania sali, nie znaleźli mnie? A może jednak któryś mnie dostrzegł i darował życie? Wydaje się to raczej wątpliwe.

Bardziej przemawia do mnie, że przeszukujący hitlerowcy nie mieli ze sobą latarek i nie mogli dojrzeć człowieka ukrytego pod pryczami, w skąpo oświetlonej sali. Ale wtedy znów pytanie:

- Dlaczego tylko ja ukryłem się tak skutecznie?

Gdy rozkoszowałem się wolnością i „zwiedzałem” salę, nagle usłyszałem głosy wchodzących po schodach Niemców. Jak rażony piorunem znów skryłem się pod pryczą. Znów dygoczę ze strachu...

Po chwili stwierdzam z ulgą, że Niemcy nie doszli do mojej sali, że zatrzymali się na drugim piętrze. Usłyszałem, że oprawcy kazali więźniom ustawić się po ścianą... W czasie tego rozstrzeliwania na pewno wielu więźniów czołgało się po ziemi, inni mogli symulować śmierć - Niemcy coś o tym mówili. Przez cienką podłogę wyraźnie słyszałem: krzyki rozpaczy, wołania o litość mieszały się z kanonadą karabinów maszynowych i pojedynczymi strzałami. Trwało to dość długo, aż strzały ucichły i Niemcy opuścili salę.

Znów dłuższa cisza. Po pewnym czasie usłyszałem dochodzące z dziedzińca odgłosy samochodów, a następnie gwar wielu osób. Gwar ten wyraźnie narastał - jak się później okazało, na dziedziniec zajechało kilka ciężarówek z kolejnymi więźniami, podobno ze Skierniewic. Skierowano ich do sali na drugim piętrze. Po nieszczęśliwcach przeszedł pomruk przerażenia, gdy zobaczyli masę trupów na sali. Widocznie zaczęło świtać, bo Niemcy rozkazali zdejmować zaciemnienie okien. Gdy więźniowie zaczęli protestować - rozległy się pojedyncze strzały. Wtedy dał się słyszeć czyjś potężny okrzyk:

- Chłopcy na nich! Hurrrra!!!! - powtarzany kilkakrotnie zmieszał się z jazgotem karabinów maszynowych i pojedynczych strzałów. Widocznie ten desperacki zryw okazał się na tyle skuteczny, że po pewnym czasie strzały umilkły – oprawcy zostali wypchnięci z sali.

Jak się później okazało, więźniowie, zagrzewani okrzykami, wyrywali z prycz kawałki desek i różnymi przedmiotami obrzucali Niemców tak skutecznie, że ci uciekli z sali. Potem już nie było ciszy, lecz słychać było rozgorączkowane rozmowy - wkrótce usłyszałem je bardzo blisko...

Dopiero po długim czasie odważyłem się wyjść po raz kolejny z mojego ukrycia. Stwierdziłem, że rozmawiali ze sobą więźniowie, którzy przeszli z drugiego piętra do mojej sali; stale ich przybywało. Podszedłem do nich i dowiedziałem się, że więzienie zostało podpalone.

c.d.n.

Maria Czech - Sobczak - Władysław Kuruś Brzeziński fragmenty z książki "Wszystkie Drogi wiodły do Szczecina"


Góra
 Zobacz profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1 [ DST ]


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 4 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
 cron

Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL
Wsparcie techniczne KrudIT Usługi Informatyczne
[ Time : 0.013s | 13 Queries | GZIP : Off ]