Gadulec https://rybacy.org/phpBB3/ |
|
Balonowy cud https://rybacy.org/phpBB3/viewtopic.php?f=19&t=711 |
Strona 1 z 1 |
Autor: | Maria47 [ So lis 15, 2008 6:20 pm ] |
Tytuł: | Balonowy cud |
Balonowy cud mniemany … Wspomniałam niedawno o Balonowym cudzie, jak to z ciemnej, szarej, jakby brudnej wody wyczarowałam przednie wino. Było to lata całe do tyłu, kiedy jeszcze wszyscy byliśmy sobie przyjaźni, kiedy nie było tak wielkich różnic między bogatymi, średnimi i tymi najuboższymi. Idąc ulicami szczecińskiego Śródmieścia do Córki, która mieszka w moim, a właściwie naszym mieszkaniu od urodzenia, zaczęłam być sentymentalna. Tutaj wychowały się moje dzieci, braliśmy ślub z Tadeuszem ,,na dobre i na złe,, mieszkaliśmy przeszło czterdzieści lat. Sąsiedzi? – Sąsiedzi byli sobie życzliwi, nie żyjący już dozorca pilnował czystości, gonił drobnych pijaczków, a nawet był okres kiedy o 22-giej zamykał bramę i … kto nie miał klucza nie wszedł do kamienicy. Do tego mieszkania przywieziono moją najstarszą wnuczkę Madzię ze szpitala. Pamiętam – gdy miałam ją wykąpać ręce mi się trzęsły, zamoczyłam nowy prezent imieninowy – złoty zegarek, który już tylko można było sprzedać jako złoty złom. Jednak nie sprzedałam, pozostał i jest jako pamiątka. Stąd Madzia wyjechała do Niemiec ze swoją mamą Małgorzatą, moją starszą córka. Nagle stanęłam na miejscu jak słup soli. Przecież ja już w Śródmieściu nie mieszkam przeszło 10 lat, niedługo będzie jedenaście. Śródmieście jest bliskie mojemu sercu. Na Pogodnie nie czuję się jak u siebie, chociaż przez ten okres czasu poznałam wiele osób, a tutaj wielu znajomych już odeszło z tego Świata do Lepszej Krainy Szczęśliwości. Jakoś nagle zrobiło mi się łzawo- oj kobieto weż się w garść.. Ja jednak zatęskniłam … za Rodzicami, rodzeństwem. Gdy w Dzień Zmarłych wracali z Cmentarza Centralnego wszyscy jak jeden mąż zjawiali się na podwieczorku . Długie rozmowy, śmiechy, a nieraz i sprzeczki. Niestety, już połowa ,,ferajny,, - jeżeli tak można nazwać zmarłych – nie żyje. Nie wiem jak to się stało, łzy poleciały z moich oczu jak groch. Wspomnienia!!! Czy warto żyć wspomnieniami? Warto, jeżeli nie pamięta się o swoich bliskich, którzy odeszli – człowiek jest pusty. Bez wspomnień jak pusta bańka. - 0jej – cud balonowy – przypomniałam sobie. Pamiętasz, Maria – zadałam sama sobie pytanie. Baniak 60-litrowy? Zamiast wina jakaś ciecz a tu goście na progu mieszkania. Jak zaczarowana stanęłam w jednym miejscu na chodniku. 0bejrzałam się – co to Józio od wódeczności, sprzedawanej ukradkiem. Czy mnie oczy nie myła, czy ja dobrze widzę? - Witaj – zawołał Józio. – Jak się masz. - Dobrze, to ja jednak nie mam zwidów, nie śnię na jawie. Józio. Myślałam, że on nie żyje, bo w jego mieszkaniu, ładnym mieszkaniu najczęściej było ciemno. - Dobrze, że Cię widzę – ucieszył się ogromnie Józio. Palić mi się chce a nie mam ani grosza. - Nie żąrtuj Józio, żona wszystko zabiera. Jakoś nikogo nie widzę z Twojej rodziny? Myślałam, że ty chorujesz, czy … jąkałam się. - Wiem, myślałaś, że ja nie żyję. Żyję, ja widzisz, swietnie wyglądam, tylko zostałem sam. Pies – mój stróż, odszedł pierwszy, potem żona zmarła, siostra żony, syn i zięć też wzięli nogi za pas i uciekli na tamten świat. Zostałem sam w tym pięknym mieszkaniu. A twój stary, to znaczy mąż-Tadeusz żyje. Wszak jak tu mieszkaliście był prawie na tamtym świecie. - Żyje, żyje i nigdzie się nie wybiera, więc nie kuś mnie tym swoim mieszkaniem. Ja mam życie ułożone i zmian nie chcę. - Wiesz, kochana, chyba idziesz do córki?- zmienił temat. - Właśnie idę koty nakarmić, napoić, sprzątnąć im w kuwecie, śmiecie wynieść. Tylko nie wiem jak się dostać na śmietnik. 0dgrodzili się od przejazdów przez podwórko, a ja nawet nie wiem, jak wyjdę do tego śmietnika. - Nie martw się, kochana, nie martw. Ja śmiecie wyniosę do naszych kubłów, pomogę. Tylko pożycz mi kochana Mario, pożycz 10 złotych. - 10 złotych taki bogaty wdowiec nie ma. - Ano trochę się wypije, trochę popali – co mam robić powiedział smutno. 0ddam, kochana, oddam – zapewniał mnie. - Masz, nie musisz oddawać. Wystawiam śmieci a ty je zabieraj. Józio słowa dotrzymał. Ruszył po fajki, wyniósł śmieci i dalej mi dziękował. - Nie dziękuj, nie powiem na zdrowie. Bo to palenie nikomu jeszcze na zdrowie nie wyszło. – Handlujesz jeszcze wódecznością? Józio spojrzał na mnie jak na … - Jaką wódecznością . Spójrz, tu sklep z alkoholem, tam sklep z alkoholem i to nocny. Czekają na klientów. Dla mnie dobre czasy się skończyły. Jednak masz wobec mnie dług wdzięczności – uśmiechnął się radośnie. - Wiem, wiem, pamiętam – jaka ja byłam wdzięczna. - No to fajnie, ucieszył się Józio.- Czy wiesz, kochana, że ja już mam po osiemdziesiątce. Fajnie wyglądam, prawda – cieszył się. – No to do widzenia. Wdzięczny jestem. I oddalił się krokiem jak na po osiemdziesiątce szybkim i sprężystym. Poszłam także sobie ,,w miasto,,. Pomyślałam sobie – jak to jest, niegdyś Józio będący jak na owe czasy bogaczem, dzisiaj prosi na papierosy, pomimo, że elegancki i zadbany. Wdzięczność zobowiązuje. Ilekroć idę do Córki a spotykam Józia, bez jego prośby wyjmuję z portmonetki 10 złotych i daję Józiowi. Chwilę porozmawiamy i każdy idzie w swoją stronę Dziwne są losy ludzkie – myślę nieraz. Jednak co los przeznaczy …Losu nikt nie oszuka, nawet choćbyśmy bardzo chcieli. Maria 47 |
Strona 1 z 1 | Strefa czasowa: UTC + 1 [ DST ] |
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group http://www.phpbb.com/ |